Drukuj
Odsłony: 1470

 

DUSZA CHODZI PIESZO

 Foto: Maciek Kula

Przez Zawichost prowadzi trasa wyznaczona żółtymi muszlami i strzałkami. Jest to jedna z nitek polskiego odcinka szlaku św. Jakuba. Niedawno w naszym klasztorze gościłyśmy niezwykłego pątnika, który idzie do Santiago de Compostela przez Rzym i zamierza wrócić do Polski pieszo – przez Francję i Niemcy – pokonując 7 tysięcy kilometrów. Tym pielgrzymem jest Miłosława Koszałka, urocza kobieta z Góry Kalwarii, która wybrała się w podróż życia. Poniższy tekst to zapis refleksji zrodzonych po rozmowie z Miłką.

 

„Powiedz synom Izraela, niech ruszają w drogę”

Takie wołanie rozbrzmiewało kiedyś (Wj 14, 15), rozbrzmiewa i teraz w sercach wielu ludzi. Naturalną potrzebą człowieka jest chodzenie. Jeśli dodamy do tego cel, będzie to ruch ukierunkowany, a po dołączeniu aktu wiary, intencji i wyrzeczeń związanych z pokonywaniem drogi wędrowanie staje się pielgrzymką.

Od wieków ludzi pielgrzymowali. Najstarsze drogi pątnicze wiodły do Jerozolimy, do Ziemi Świętej, do grobów męczenników (zwłaszcza Apostołów Piotra i Pawła w Rzymie czy św. Jakuba w Santiago de Compostela) lub miejsc naznaczonych obecnością Maryi, jak Jasna Góra czy Fatima. Wiele jest więc takich punktów, które wpisują się w nurt chrześcijańskiej tradycji pielgrzymowania.

„Pielgrzymka to nie jest mój pomysł, który zrodził się w głowie – mówi Miłka – lecz powołanie, zaproszenie Pana, na które odpowiedziałam, a teraz On sam potwierdza wieloma znakami, że to była Jego wola”.

Trzeba więc wyruszyć, ale „dokąd” i „jak”? – to już samemu należy rozeznać. Jedni wolą formułę wspólnotową, bo potrzebują dotknąć żywego Kościoła, który razem modli się i głośno śpiewa, ma też wiele okazji, aby objawić miłość braterską. Przez kolejne dni spędzone razem tworzy się wspólnota życia i wiary z kroczącymi obok „braćmi” i „siostrami”.

Miłosławie bliższa była forma indywidualnego pielgrzymowania, bo stanowiła pewne przedłużenie rekolekcji ignacjańskich. Chciała uniknąć rozproszeń, by móc w ciszy i kontemplacji piękna mijanego świata wchodzić w głąb siebie.

Camino de Santiago ma charakter indywidualno-medytacyjny, dlatego jest propozycją dla ludzi, którzy pragną oderwać się od codzienności, uciec od hałasu, aby słuchać nie innych, lecz Pana Boga i siebie. Dlatego na szlaku Jakubowym można spotkać nie tylko chrześcijan głęboko zaangażowanych religijnie, lecz i osoby nie praktykujące, a nawet niewierzących, dla których ta podróż ku św. Jakubowi nie jest turystyką religijną, lecz głębokim doświadczeniem duchowym.

 

Życie to pielgrzymka

Chrześcijanie z definicji są pielgrzymami, bo: „jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana” (2 Kor 5, 6). Zatem życie doczesne jest pielgrzymowaniem do nieba. Ale i pielgrzymka to zintensyfikowane doświadczenie życia:

Trzeba pilnować trasy, bo to „moja droga”. Podążać żółtymi strzałkami szlaku, by nie zejść na inne dróżki, które mogą wydawać się łatwiejszą czy ciekawszą propozycją, co grozi komplikacjami i zbłądzeniem.

Każdy krok prowadzi też do wnętrza. Zwłaszcza gdy się idzie w pojedynkę, można siebie doświadczyć w prawdzie istnienia: tacy, jacy jesteśmy… bez makijażu czy masek odgrywanych ról. „Dusza chodzi na piechotę – mówi Miłka – dlatego w poznawaniu siebie istotna jest sama droga, a nie wyczyn osiągnięcia celu, bo to droga nas przemienia”. W jaki sposób? Miłka tu wylicza kilka rzeczy:

„Szczególnie ta pielgrzymka pozwala niemal namacalnie doświadczyć obecności Pana Boga. I w tej przestrzeni – Jego miłującej opatrzności – możemy spotkać się z samym sobą: z tym, co w nas piękne i słabe. Budzi się wtedy tęsknota za odzyskaniem wewnętrznej wolności i prostym stylem życia, w którym tak niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba.

Nie jeden raz przychodzi zmagać się z własnym ciałem i każde takie przekraczanie siebie jest przekładalne na wymiar duchowy: staje się materią ofiary. Są takie chwile, gdy wydaje się, że już nie dam rady, bo nawet umysł nie jest w stanie zwerbalizować myśli. Wtedy pozostaje modlitwa zmęczonych nóg, bolących od plecaka ramion i opadających z niedospania powiek. Cały ten trud drogi przemawia za intencjami, które serce niesie”.

 

Plecak niewiary

Anegdota głosi, że Sokrates chodził na targ i przypatrując się wystawionemu na sprzedaż towarowi cieszył się: „Ileż to jest rzeczy, których ja nie potrzebuję”. Podobną refleksję mają wszyscy pątnicy, ponieważ pielgrzymka uczy poprzestawać na tym, co konieczne.

Ciężar i wielkość spakowanego plecaka może mówi o naszej niewierze, lękach i pragnieniu zabezpieczeń. Czy ufamy Bogu całkowicie, czy też potrzebujemy wielu podpórek i zabieramy rzeczy, tak na wszelki wypadek, gdyby… A przecież nie da się wszystkiego przewidzieć i na wszystko być przygotowanym. Wiara zakłada ryzyko. Nie wiemy, co będzie jutro. Gdy przyjdą zaskakujące sytuacje, wtedy nasze braki okażą się miejscem na dar, na Bożo-ludzkie obdarowanie. Bycie człowiekiem samowystarczalnym i niezależnym to nie ideał życia dla chrześcijanina, który liczy na pomoc Boga i ludzi.

 

Gwarant bezpieczeństwa

Jest nim Słowo Boga żywego i Kościół (Miłka dostała od swego Księdza Biskupa nie tylko błogosławieństwo, ale i listy polecające – w czterech językach, które przechowuje przy paszporcie pielgrzyma).

Miłosława wybrała się sama i na pieszo w tak daleką drogę, aby mieć mocne doświadczenie zaufania Bogu, że jest zanurzona w Nim i cała należy do swego Pana i Oblubieńca, który ją prowadzi. Prowadzi przez złożenia okoliczności, a przede wszystkim przez swoje Słowo, które oświeca i umacnia. Obficie zeń czerpie, bo codziennie rozważa Ewangelię z dnia, modli się jutrznią i nieszporami, jest na Eucharystii.

W jej sercu rozbrzmiewa psalm 121, który teraz, w kontekście pielgrzymowania, jest na nowo odkrywany: „Wznoszę swe oczy ku górom/ skąd nadejść ma dla mnie pomoc? Pomoc moja od Pana, który stworzył niebo i ziemię” (co współbrzmi z zapewnieniem św. Paweł: „Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” – Rz 8, 31). A końcówka psalmu to słowa obietnicy: „Pan będzie czuwał nad Twoim wyjściem i powrotem” – i nie chodzi tu o początek i koniec, ale całość, czyli całą drogę!

 

Dar trudnych sytuacji:

One są wpisane w los pielgrzyma: „Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony” (Flp 4, 12) – tak mówił Apostoł narodów, który przemierzył drogę wielu tysięcy kilometrów.

Już na samym początku swej podróży życia Miłka doświadczyła prawdy tych słów. Wyjściu z rodzinnego miasta towarzyszyła radość i entuzjazm. Wcześniej było wiele spotkań, aby pozamykać swoje sprawy i serdecznie się pożegnać, co pozwoliło iść nie czując w sercu złości do nikogo.

Wszystkie te spotkania przed ruszeniem w drogę wpisywały się również w przygotowanie na to (co jest źródłem niepokoju najbliższych), że być może nie wróci, bo żyjemy w niespokojnych czasach. Pielgrzymka więc może zakończyć się wejściem do domu Ojca (św. Paweł twierdził, a Miłka za nim powtarza: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk: Flp 1, 21).

Trudną sytuacją, która może wycisnąć łzy, jest odmowa noclegu. I to było udziałem Miłosławy już pierwszego dnia wieczorem. Noc przyszło jej spędzić pod gołym niebem w trawie, bo ludzie nie przyjęli. Bez klucza wiary szybko można by odpaść, a dzięki niemu „to przykre doświadczenie pozwoliło mi najbardziej zbliżyć się do Chrystusa, który też był odrzucony, niezaakceptowany, został bez pomocy. Dla Niego również nie było miejsca. Taka sytuacja nie tylko hartowała ducha, ale okazała się darem zjednoczenia z Panem”.

 

Nie tylko dla siebie

Miłosława na początku myślała, że to będzie tylko jej pielgrzymka. Szybko zdanie zmieniła. Wiele osób chciałoby też pójść, a nie może, więc powierza jej swoje intencje. Wierzący otaczają modlitwą jej drogę i osobę lub wysyłają swego anioła, by jej towarzyszył; niewierzący podziwiają, mówiąc „szalona kobieta” i wewnętrznie kibicują. Dla wszystkich więc ta pielgrzymka jest ważna.

Na turystów nie zwraca się uwagi, a na idącą samotnie Miłosławę – tak. Dla wielu jest znakiem, dla innych intrygującym zapytaniem czy zdziwieniem: „Sama? Cały czas na nogach i tak daleko?” Dostrzegają jej niewielki plecak z małym drewnianym krzyżem i muszelką. Kierują ku niej słowa zachwytu i uznania, życzenia dobrej drogi lub propozycję podwiezienia, choćby kawałek. Rozmawiają o swoich problemach i jak własne rozeznać powołanie. Najczęściej proszą o modlitwę.

To wszystko potwierdza Miłosławie, że nie idzie dla siebie, bo „nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana” (Rz 14. 8).

s. Alicja Rutkowska CHR