Drukuj
Odsłony: 398

BABCIU, DZIADKU - NIE UPRAWIAJ SAMOWOLKI!

Do owczarni Pańskiej wchodzi się przez bramę, a nie dziurę w płocie.

Kościół potrzebuje apostołów, którzy działają jawnie, a nie partyzantów.

 

O tempora, o mores…

Żyjemy w trudnych czasach. Na naszych oczach dokonuje się starcie cywilizacyjne: wartości chrześcijańskie są wypierane z przestrzeni życia publicznego. Odkrywa się bardzo bolesną prawdę o Kościele, który w wymiarze instytucjonalnym naznaczony jest poważnymi błędami. Ujawniane sprawy moralne powodują nie tylko zachwianie autorytetu Kościoła, ale przyczyniają  się do porzucenia wiary przez wielu ludzi. Przybywa zawiedzionych i zgorszonych. Coraz więcej młodych żyje bez ślubu, coraz częstsze są akty apostazji, rodzice wypisują dzieci z religii i nie zamierzają chrzcić potomstwa przychodzącego na świat.

Ta sytuacja głęboko zatrważa wierzących członków rodziny, zwłaszcza dziadków. Mają dobrą intuicję, że Kościół to nie tylko coś szkodliwego – przez tuszowanie afer obyczajowych czy nieodpowiednie nominacje – ale to przede wszystkim przestrzeń zbawczej obecności Boga w sakramentach świętych.

 Krewni, kierowani troską o zbawienie najbliższych, mogą mieć własny pomysł, jak rozwiązać problem dotyczący faktu, że mają w swojej rodzinie nieochrzczone dzieci. Sami zostali wychowani w wierze katolickiej, co bardzo cenią, a ich własny syn czy córka świadomie rezygnują z ochrzczenia dziecka, decydując się na życie bez Boga. Trudno im zrozumieć takie zachowanie, bo brakuje głębokich rozmów na ten temat. Zamiast tego zdruzgotanym dziadkom oznajmia się decyzje o niereligijnym wychowaniu ich wnuków.

 

Z życia wzięte

Znajoma opowiadała swoją historię związaną z propozycją pracy jako opiekunki rocznej dziewczynki. Była osobą poleconą, wiedziano więc o niej sporo, również i to, że skończyła studia teologiczne i jest wierząca.

Na rozmowie kwalifikacyjnej mama maleństwa wyraźnie określiła swoje oczekiwania. Zwłaszcza jedno zaakcentowała: „Proszę nie podejmować żadnych działań, aby przybliżyć dziecku świat związany z wiarą chrześcijańską: nie pokazywać symboli religijnych, nie tłumaczyć ich znaczenia”. Miało to służyć wychowaniu dziecka w wolności, by niczego mu nie narzucać, bo gdy będzie dorosłe, samo zdecyduje, w jakim Kościele przyjąć chrzest. Znajoma zauważyła, że właściwym przygotowaniem powinno być umożliwienie dziecku poznanie wielkich religii, by mogło wybrać odpowiednią dla siebie, a nie działanie odcinające od świata rzeczywistości duchowej.

Na marginesie warto odnotować uwagę: czy izolacja religijna (wówczas dziecko nie ma realnej szansy na poznanie jakiejkolwiek wiary) i wychowanie w duchu krytycznego myślenia pomogą pełnoletniej dziewczynie w całkowitej wolności wybrać religię? Już w wieku szkolnym zderzy się ona ze społeczeństwem, gdzie jest tyle przemocy, egoizmu, negacji, wreszcie niewiary, mając jednocześnie zamknięty dostęp do świata Boga. Iluzją jest wychowanie neutralne światopoglądowo, bo w każdym modelu wychowawczym świat jest zawsze mierzony, oceniany – po prostu interpretowany.

W gronie rodzinnym taka postawa młodej mamy budzi wielki niepokój, zwłaszcza starszego pokolenia. Nic dziwnego, że ze strony dziadków nieustannie powracają pytania: kiedy będzie chrzest? Co z kolei jest odbierane jako nacisk i wymuszanie. Zdarzają się na tym tle kłótnie i oskarżenia o wtrącanie się w nie swoje sprawy. Bywa i tak, że dziadkowie otrzymują jedno krótkie, zamykające wszelką dyskusję,  zdanie, że chrztu nie będzie. Wtedy może pojawić się w nich pokusa, by zrobić to samemu, bo przecież trzeba wyposażyć najmłodszego członka rodziny w fundamentalny sakrament wiary.

 

Wejście w nie swoje kompetencje

Chrzest dzieci jest sprawą rodziców i Kościoła (proboszcza), to zadanie przynależy do ich kompetencji. Ponieważ rodzice przekazali życie swojemu dziecku, stąd uznaje się za naturalne, że nie tylko pragną, ale i lepiej od innych potrafią nadać rozwojowi własnego dziecka właściwy kierunek.

Prawo kościelne mówi, że do godziwego ochrzczenia dziecka wymagane jest spełnienie dwóch warunków:

1) aby zgodzili się rodzice lub przynajmniej jedno z nich;

2) aby zaistniała uzasadniona nadzieja, że dziecko będzie wychowane po katolicku; jeśli jej zupełnie nie ma, chrzest należy odłożyć (zob. kanon 868 KPK).

Rodzice z różnych powodów nie proszą o chrzest dla dziecka. Babcia to widzi i przeżywa. Scenariusze domowej „akcji chrzcielnej” są różne. Często celebracja ma miejsce w łazience. Niektórzy kropią głowę dziecka, inni kreślą kciukiem umoczonym w wodzie święconej znak krzyża na czole malucha, rzadziej zdarza się wymagany i konieczny gest obmycia, czyli polanie wodą głowy lub zanurzenie całego ciała. Prawie nikt nie korzysta z książeczki do nabożeństwa, aby poprawnie wypowiedzieć formułę chrzcielną, ufając swej pamięci, bo przecież tyle chrztów się widziało. Wszystko dzieje się w pełnej konspiracji.

Dlaczego babcia się na to decyduje? Odpowiedź jest prosta: chrzest jest konieczny do zbawienia. Chce też, aby dziecko było chronione.

Czy nie trąci to magią? Bo jest to magiczne podejście do sakramentów świętych. Chrystus może zbawić poganina, ale czasami nie zdoła zbawić ochrzczonego!

 

Grzech niewiedzy

Czy wiesz o tym, że zwyczajnym szafarzem chrztu jest biskup, prezbiter i diakon? A Ty – jako nadzwyczajny szafarz – możesz udzielać chrztu wyłącznie w niebezpieczeństwie śmierci dziecka, kiedy szafarz zwyczajny jest nieosiągalny?

Nie wiedziałem… To dlaczego nie dopytałeś się? Zanim zaczniesz działać, poproś o radę na przykład swego spowiednika.

Podejmując decyzje pod wpływem emocji, skazujemy się na błędne rozeznanie. Myślimy, że porywamy się na bohaterski czyn, bo piętrzące się trudności wymagają wielkiego zaangażowania i przemyślności. Zamiast radości z czynionego dobra pojawia wewnętrzny niepokój, który każe działać w ukryciu. Ten aspekt utajnienia może być wymownym sygnałem, że to, co robię, nie jest wolą Bożą.

Przecież trudno sobie wyobrazić w dzisiejszych, „covidowych” czasach, pobożną niewiastę niosącą Ciało Pańskie zakażonym do szpitala! Udzielanie sakramentu wymaga uprawnień albo święceń. Dzielna babcia ani najpobożniejszy dziadek raczej ich nie posiadają. I nikomu z wierzących nie przyjdzie do głowy kwestionowanie tego faktu. Podobnie jest z sakramentem inicjacji chrześcijańskiej. Nie można go udzielać na własną rękę!

 

Zamieszanie

Przyjęcie chrztu świętego wiąże się z wielką odpowiedzialnością. Jest to wydarzenie wiary, które ustanawia nowe relacje z Chrystusem. Bóg ma inne wymagania wobec osób nieochrzonych, a inne wobec tych, którzy weszli z Nim w przymierze. Można śmiało powiedzieć, że bycie ochrzczonym wiąże się nie tylko z darami łaski, ale i z ciężką robotą. Chodzi tu o współpracę z łaską Pana, dbanie o rozwój życia duchowego i sakramentalnego, wypełnianie woli Bożej wyrażonej w przykazaniach.

Gdy umiera dziadek czy babcia, a nie było innych świadków, którzy mogliby zeznać, że udzielono w sposób ważny pierwszego sakramentu inicjacji chrześcijańskiej, to tak zaistniały chrzest nigdzie nie jest zarejestrowany. A jego skutki w duszy są nieodwracalne, na trwałe zmieniając sytuację ontologiczną danej osoby.

Gdy ktoś tak ochrzczony dorośnie i zechce świadomie wejść do Kościoła, a nie wie, że już do niego został włączony przez zapobiegliwą babcię, co wtedy? Przecież chrzest wyciska duchowe znamię, pieczęć, udziela się go tylko raz. Jeśli udziela się sakramentu chrztu po raz drugi, to on nie jest wtedy ważny. Ponowna ceremonia nie gładzi grzechu. Tak więc cały balast pogańskiego życia pozostaje. A tego nikt nie chce.

Podsumowując, należy podkreślić, że taki chrzest udzielony przez babcię czy dziadka po cichu i w ukryciu powoduje wielkie zamieszanie i pociąga szereg nieprzewidywalnych konsekwencji.

Wśród nich powtarza się jedna, będąca dramatem wielu osób. Gdy wyjdzie na jaw to, co było tylko zamierzonym działaniem albo dokonanym aktem chrztu – zostają zerwane relacje rodzinne. Ludzie nie odzywają się do siebie latami.

 

Zakusy a zaufanie Bogu

Gdy się działa pod wpływem gorliwości i ma się czystą intencję, nie widzi się czyhających zakus, które zaciemniają dobry czyn. Akurat w tym wypadku nasz  dziadek czy babcia myślą, że cel uświęca środki. Mówią sobie: „Przecież to, czego pragnę, jest szlachetne; nie chcę zła dla dziecka, a tylko dobra; aby od początku swego życia – poprzez chrzest – przynależało do Boga, było w Jego ręku, może otrzymany chrzest będzie źródłem dalszych łask i doprowadzi do pełnej wspólnoty z Kościołem?”.

Skąd te trudności w rozeznaniu? Z powodu gorliwości. W tym wypadku gorliwość to stan emocjonalny, a tu potrzeba roztropności i światłej wiary!

Trudno też przyznać się, że za takim działaniem stoi lęk. A lęk jest zwiastunem małej wiary. Wyrazem tego są myśli typu: jeśli nie ochrzczę dziecka, to Bóg nie będzie miał dostępu do jego duszy. Będzie. Przecież jest jego Stworzycielem.

 

Potrzeba apostołów a nie partyzantów

Do owczarni Pańskiej wchodzi się przez bramę, a nie dziurę w płocie. Kościół potrzebuje apostołów, którzy działają jawnie, a nie partyzantów.

Mądrzy dziadkowie to czyste złoto. Potrafią być skarbnicą pamięci i wyrocznią w sprawach najwyższej wagi. Spotkanie z nimi pozostawia ślad. To nie ubodzy emerycie, którzy zostają w tyle za zdobyczami nauki i cywilizacji. W świecie, gdzie dostrzegamy zanik tradycji i norm, starsi ludzie są nośnikami wartości, które obecnie są deficytowe, a których potrzebuje młode pokolenie.

Dziadkowie są niezastąpieni, zwłaszcza wiele mogą zrobić przez dar ofiary i modlitwy. Przykład ich pięknego świadectwa życia w relacji z Jezusem jest bezcenny. Pełna ciepła i miłości obecność przy wnukach, troskliwa opieka i wsparcie, lojalność wobec decyzji rodziców tworzą klimat dla przyszłego wzrostu w wierze ich najbliższych.

Świat się zmienił. Kiedyś, podczas wojny czy za komuny, gdy babcia ochrzciła potajemnie i po latach to wydarzenie stało się jawnym, ludzie byli zaskoczeni, ale wdzięczni. Teraz jednak tak się nie powinno robić. Żadnej partyzantki!

A co zrobić, jeśli się tak się stało, jeśli doszło do samowolnego ochrzczenia wnuka? Nie tylko trzeba wyspowiadać się z tego, ale także znaleźć księdza (najlepiej proboszcza lub kapłana, do które ma się zaufanie) i poprosić, by pomógł to rozwiązać.

Niech Twoja, droga Babciu i Dziadku, pokorna, ufna i wytrwała modlitwa wymadla Boże błogosławieństwo dla całej rodziny. Jeśli teraz nie ma uwarunkowań, aby Pan poprzez sakrament przemieniał ich życie i myślenie, zrobi to w innym czasie, bo łaska ma swoją godzinę.

 

s. Alicja Rutkowska CHR